wtorek, 3 grudnia 2013

Grunt to sobie radzić

Michaś zazdrościł siostrze urodzin, tortu, dmuchania świeczek, lampek zawieszonych na karniszu w pokoju. Kiedy dostał od babci torebkę z prezentem dla niego (to tak przy okazji Oleńkowych urodzin, żeby nie było mu przykro) nosił ją ciągle przy sobie i mówił, że to jego plezent. Jarek wieszał u Olci lampki więc Michaś też chciał mieć zawieszone kolorowe światełka. Jarek wytłumaczył czemu je wiesza i obiecał, że w Michasiowe urodziny też lampki zawiesimy (w środku lata rozwieszone i zaświecone lampki choinkowe na pewno będę dość oryginalnie wyglądały:)) Jako że Michaś jeszcze nie bardzo wie kiedy są jego urodziny, a pory roku są jeszcze dość abstrakcyjne dla niego, synek fakt do wiadomości przyjął, ucieszył się i... następnego dnia rano zakomunikował mi, żebym robiła mu tort urodzinowy. Rozbawił mnie tym bardzo:) W końcu noc przespał, wiele godzin minęło, więc mogą być jego urodziny z tortem, świeczkami, prezentami i oczywiście rozwieszonymi lampkami:)

wtorek, 26 listopada 2013

8 lat

Olusia skończyła w sobotę osiem lat. Duża dziewczynka już z niej. Samodzielna, zaradna, wesoła, roztańczona i rozśpiewana, trochę pyskująca (pewnie celem ćwiczenia rodziców), życzliwa, pracowita i momentami też leniwa. Jest dla mnie bardzo dużą pomocą. Przypilnuje braci gdy potrzeba, bawi się z nimi, wymyśla im zajęcia, poda to o co proszę, potrafi pięknie posprzątać swój pokój i pokój braci też, czasami gdy ma gest robi kolację albo śniadanie dla wszystkich. Bardzo często przygotowuje dla siebie i Michasia płatki z mlekiem przed wyjściem do szkoły. Bracia za nią przepadają, chociaż Michaś niestety też traktuje ją trochę jak swój worek treningowy, ale dzień bez Olci jest dniem najwyżej średnim. Uwielbia spotkania z koleżankami. Najczęściej spotyka się z Julą, wydaje mi się, że to właśnie ją najbardziej lubi, choć koleżanek, które mogłaby nazwać swoimi przyjaciółkami ma kilka. Dwie z nich zna już od wielu lat, od czasów przedszkolnych i nadal odgrywają w jej życiu dużą rolę. Systematycznie się z nimi spotyka. Najtrudniejsze są dla niej rozstania, ciężko jej wyjść od kogoś, tak samo trudno wypuścić od nas z domu. Lubi wszelkie nowości, chętnie uczestniczy w różnych pozalekcyjnych zajęciach: plastycznych, tanecznych, szachowych. Bardzo lubi tańczyć i chętnie czyta książki. Ostatnio zaskoczyła mnie stwierdzeniem, że chce grać na harfie. Była bardzo zdziwiona, kiedy ją poinformowałam, że harfistką nie będzie. Argumentów musiałam podać naprawdę wiele i każdy został przewałkowany.
Jest ambitna, chociaż mam wrażenie, że czasami liczy na prezent w postaci nowej umiejętności, niekoniecznie chce wykonać ciężką pracę.
Swoje urodziny świętowała razem z koleżankami, 8 dziewczynek w dniu ósmych urodzin  bawiło się w poszukiwanie skarbów, tańczyło, robiło sałatkę owocową (pochłonęły ją w mgnieniu oka), śpiewało, wykonywało zadania, bawiło się w głuchy telefon. Dostała świetne upominki i z każdego z nich jest bardzo zadowolona. Tak samo zadowolona jest z urodzinowego przyjęcia. A raczej powinnam powiedzieć urodzinowych przyjęć bo w niedzielę odwiedziła ją rodzina z życzeniami i podarkami. Było drugie dmuchanie świeczek, zabawy i rozmowy, nie mogło też zabraknąć gry w szachy z dziadkiem i tatą.
Kochana jest ta nasza ośmioletnia dziewczyneczka:)

środa, 20 listopada 2013

czas

Jak to jest że niektóre mamy mają czas na aktywne zajmowanie się dziećmi (najczęściej nie jednym), tworzenie pyszności do jedzenia, jednocześnie mają porządek w domu, mają czas na prowadzenie blogowego życia, udzielają się na forach, haftują, szydełkują bądź wykonują inne artystyczne prace i jeszcze o życiu towarzyskim i podróżach nie można zapomnieć. Ja nie wiem. Może mocno niezorganizowana jestem. Kiedy Tymek śpi, a starsze dzieci są w szkole i przedszkolu, mi ledwo starcza czasu na ogarnięcie domu  - mówię tu o ogarnięciu a nie gruntownych porządkach, wstawienie prania i jak dziecko jest dla mnie łaskawe ewentualnie zajrzę jeszcze do komputera. Jeśli piszę na blogu to na forum rówieśnicze już nie zaglądam, zwyczajnie nie mam kiedy. Pozostały czas to szykowanie jedzenia, karmienie, jeżdżenie po Michasia, jeżdżenie na zajęcia z Olcią, jeżdżenie po męża, pomoc dzieciom, zaganianie ich do wypełniania obowiązków, rozdzielanie kiedy zapłoną do siebie zbyt gwałtowną miłością, trochę zabawy, przytulanie, szykowanie picia, ogarnięcie kuchni po posiłkach, przewijanie, rozmowy telefoniczne - najczęściej w czasie prasowania, zmywania, czy szykowania jedzenia, zmywanie, rozładowywanie zmywarki, kąpiel, modlitwa, usypianie Tymusia (w tym czasie tata czyta starszym do snu). I jeszcze wiele innych czynności niewymienionych powyżej. Nie ma już czasu dla mnie. Dlatego ostatnio stwierdziłam, że potrzebuję urozmaicenia, czegoś dla mnie. I zamiast wieczorem spać (normalnie padam razem z Tymciem, zmęczona po całym dniu pracy i wielokrotnych nocnych pobudkach) schodzę na dół i jeszcze coś oglądam, albo szydełkuję, albo czytam, albo szperam w necie. Zdarza się też porozmawiać z mężem moim osobistym;) Błyskawicznie robi się prawie północ i kładę się do łóżka. Zawsze jednak jest tak, że coś jest kosztem czegoś innego. Przede wszystkim kosztem mojego snu, bo w dzień nie odsypiam, nie mam takiej możliwości. Nie udaje mi się zrobić wszystkiego, zawsze jedna, ewentualnie dwie czynności, zawsze jest albo albo. Może niektórym robota pali się w rękach a mi ledwo się tli? Nie ogarniam i czuję lekki niepokój. Jest tyle rzeczy, których chciałabym się nauczyć, zrobić, ale są odkładane na później.

czwartek, 14 listopada 2013

Jak rozbudzić zainteresowania w trzylatku

Michaś ma trzy lata. Lubi przede wszystkim majsterkowanie. Śrubokręt, młotek, piła, gwóźdź, śrubka i temu podobne w jego ręku to prawdziwy skarb i gwarancja, że zostaną użyte. Na inne rzeczy, że tak powiem, szału nie ma, a raczej nie było. Nie było dopóki nie znalazł się w dosyć licznej grupie rówieśniczej.
Nagle atrakcyjne stały się rzeczy z wizerunkiem pewnego czerwonego auta (Zygzak Mac Quinn czy jakoś tak się to cudo nazywa). Ulubiona bluzka to taka z Zygzakiem, ulubiona czapka to ta z Zygzakiem - to nic że za duża na trzyletnią głowę. Wczoraj w sklepie zobaczył auto na podkoszulku i też zapłonął chęcią posiadania. Na razie ma obiecaną jeszcze jedną bluzkę z Zygzakiem, ponieważ w tej którą posiada chce chodzić codziennie, niezależnie od tego czy jest czysta czy brudna.

Dwa dni temu odwiedziliśmy znajomych, którzy mają starsze dzieci. Najmłodsze ma prawie 14 lat. Czarek pasjonował się rycerstwem i ma jeszcze bardzo dużo rzeczy nawiązujących do tej pasji. Wygląda na to, że zaszczepił to zainteresowanie w naszym Michasiu. Syn nasz obdarowany książką o zamkach i rycerzach oraz ubraniem rycerskim doskonale wcielił się w nową rolę. Książkę ogląda z wielką uwagą strona po stronie. Zakłada ubranko i mówi, że jest rycerzem. Nie pozwoliłam mu wziąć miecza ani topora (tak, tak, takie rzeczy też Czarek posiada), choć nie chciał wypuścić ich z rąk. Zostały pozostawione w zbrojowni i będą nadal służyły Czarkowi, który ma jednak bardziej skoordynowane ruchy i większą rozwagę przy wymachiwaniu tym narzędziem. Michaś nie może się już doczekać balu karnawałowego w przedszkolu, na którym wystąpi jako... rycerz oczywiście.

środa, 13 listopada 2013

rewolucja w kąpieli

Tymcio do niedawna uwielbiał kąpiel, można powiedzieć, że w wodzie czuł się jak rybka. Pluskał, chlapał, przekręcał się na brzuszek i "pływał", nawet kiedy siedział chlapał nóżkami i rączkami i się zaśmiewał z latających kropli wody. Ostatnio nastąpiła zmiana, owszem siedzi w wodzie chętnie, ale położyć się już nie chce i myć głowy też nie lubi. Takie zabiegi wywołują dziki krzyk. Trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby synuś miał czystą głowę.
Wczoraj znienacka Jarek do kąpieli naszej najmłodszej latorośli użył dużej wanny zamiast dziecięcej wanienki. Zabawy było co niemiara. Tymuś całą wannę zwiedził, wodą pochlapał, zapoznał się z wężem prysznicowym. Wszystko oglądał z uwagą i się cieszył. Jednak sielanka trwała do czasu gdy Jarek puścił lekkim strumieniem wodę z węża prysznicowego leżącego u Tymciowych stóp. Lament był straszny. Chyba mamy na stanie kolejne dziecko, które nie lubi prysznica. Pamiętam, że Michaś miał taki etap, że w histerię wpadał gdy trzeba było spłukać z niego pianę. A ja się cieszyłam, że może pływakiem zostanie skoro z taką radością się pluska;)

poranne zamieszanie

Są takie dni kiedy mam ochotę wyjść z domu i wrócić kiedy wszystko ucichnie. Dziś właśnie mieliśmy taki poranek. Zaczęło się od zaspania. Mojego oczywiście, bo mój budzik Tymcio spał w najlepsze. A ja pełnię rolę budzika dla Michasia i Olci (swoją drogą w weekendy nie trzeba ich budzić, wstają wcześniej niż my). Piętnastominutowe opóźnienie wprowadziło dużo zamieszania. Michaś wybity ze snu nie miał czasu poleżeć i odpocznąć więc wył i nie chciał się ubierać, ja musiałam ogarnąć siebie, żeby móc wyjść z domu i Tymcia, który budzika nie potrzebował i obudził się sam tuż po mnie. Olcia nie miała koncepcji jak się ubrać, założyła bluzkę zupełnie nie pasującą do spodni, które przyniosła w garści, więc trochę ją ukierunkowałam. Przygotowałam śniadanie dla dzieci i kanapki do szkoły dla panny naszej. Nakłoniłam Michasia do ubierania, trochę mu przy tym pomogłam. Każda część garderoby zakładana samodzielnie wywoływała ryk. Tymuś wył bo chciał mojej uwagi, Olcia chciała pomocy przy czesaniu. Dodatkowo domagała się informacji odnośnie książki, którą wypatrzyła na drukarce, a która jest prezentem urodzinowym dla niej i nie była na dzień dzisiejszy przeznaczona dla jej oczu. Michaś ubrany zjadł trochę śniadania i wypatrzył książkę o rycerzach, którą wczoraj dostał od znajomych i koniecznie chciał ją wziąć do przedszkola. Stosujemy się do przedszkolnych zasad i zabawki lub książki pozwalamy brać mu tylko w poniedziałek. Nietrudno się domyślić jak zareagował kiedy usłyszał, że książka musi zostać w domu. Głośno było oj głośno. Potem kolejną porcję ryku wywołała konieczność przełożenia niewłaściwie założonych butów. Obłęd.
Efekt był taki, że Olcia poszła do szkoły sama (nawet szczególnie nie narzekała), a ja z chłopakami wyjechaliśmy z domu dopiero o ósmej. Jeszcze tylko musiałam cierpliwie odczekać aż starszy synuś upora się z przebraniem w przedszkolnej szatni i mogłam odetchnąć. Jedno dziecko pod opieką to sielanka:)

wtorek, 12 listopada 2013

Cichy poranek

Obco dziś w naszym domu. Cisza, spokój, ład i porządek. A to wszystko dzięki temu, że Michaś zdrowy już i szczęśliwy powędrował po długiej przerwie do przedszkola. Olcia szczęśliwa bo znowu jeździ do szkoły samochodem - do szkoły, którą ma tuż za płotem:) Michaś szczęśliwy bo lubi przedszkole i skończył się czas przymusowego siedzenia w domu. Tymuś szczęśliwy bo ma mamę tylko dla siebie i zabawki tylko dla siebie i ograniczeń mniej i ciszę w czasie snu. A ja szczęśliwa, bo udało mi się doczytać książkę, na którą przez te dwa tygodnie nie miałam prawie czasu.
Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń Nick'a Vujicica. Książka ciekawa, dobrze się ją czyta, można powiedzieć że jest autobiograficzna, niestety z elementami poradnika pozytywnego myślenia, co akurat do mnie nie trafia. Ja taka mało poradnikowa jestem. Kaleki mężczyzna opisuje swą drogę, jak sobie radził, co udało mu się osiągnąć, opowiada o poznanych, spotkanych przez siebie osobach. Odwołuje się też bardzo do Boga i Jego planu dla naszego życia, do Jego miłości, wskazuje jak wielkie znaczenie ma wiara. Przeczytałam ją z wielkim zainteresowaniem. Chyba to co najbardziej do mnie dotarło to twierdzenie na temat ryzyka "Ryzyko nie jest zatem częścią życia. Ryzyko jest życiem. Życiem rozgrywającym się gdzieś między twoim oswojonym kącikiem a wymarzonym miejscem docelowym". Ja z natury jestem asekurancka, nie lubię ryzykować, lubię stabilizację i stałość, niewielkie zmiany są mile widziane, ale najlepsze są te które dzieją się mimochodem, prawie niezauważalnie. Może rzeczywiście nie tędy droga, może trzeba ryzykować, walczyć o to co dla mnie ważne, bo szanse przejdą obok mnie a ja nawet ich nie zauważę.
Refleksyjnie nieco się mi zrobiło.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Dłuugi weekend

Ostatnio mój mąż powiedział, że odkrył coś fajnego. Mianowicie, że jestem za nim tak stęskniona, że wystarczy by był, nie musi nic robić. Cudowna odmiana po dawnych czasach kiedy w każdy urlopowy dzień zarzucałam go zadaniami do wykonania.
Racji w tym na pewno jest sporo. Nasze dni są tak wypełnione wypełnianiem obowiązków, że zwykle nie starcza czasu na spokojną rozmowę i relaks.
Teraz mieliśmy okazję pobyć ze sobą przez kilka dni. Już w piątek Mąż mój miał wolne - odbierał nadgodziny. Rano załatwił niezbędne cotygodniowe zakupy i sprawy, które miał "na mieście", a koło południa przywiózł moją mamę, która została dziećmi. My wyruszyliśmy na zakupy do stolicy. Tylko we dwoje wyruszyliśmy. Na kilka godzin. Pierwszy raz od dziecięciu miesięcy zostawiliśmy dzieci na tak długo. Dotychczas dwie godziny to było maksimum. Zresztą takie sytuacje na palcach jednej ręki można policzyć.
Kiedy jechaliśmy czułam taką wolność i lekkość o jakiej już dawno nawet nie marzyłam. Kupiliśmy prawie wszystko co zaplanowaliśmy. Oczywiście nie mogło obyć się bez przygód. Mieliśmy kupić telefon dla mnie, bo stary odmówił współpracy ze mną (z innymi zresztą też), po tym jak go nieładnie potraktowałam po jednej z rozmów z mężem, który powinien lada moment do stacji docelowej dotrzeć a jeszcze do pociągu nawet nie wsiadł. Telefon mieliśmy upatrzony - głównym atrybutem był biały kolor. Na miejscu upatrzyliśmy inny. Niewiele droższy, ale posiadający kilka dodatkowych atutów i występujący również w białym kolorze.
Telefon można było kupić tylko i wyłącznie za gotówkę, a takową posiadaliśmy w ilości mocno niewystarczającej. Odwiedziliśmy bankomat, ale pomimo kilku usilnych prób nie chciał z nami współpracować. W końcu wypłaciliśmy pieniądze w bankomacie innego banku i przy okazji okazało się, że mój mąż ma niewystarczającą ilość środków na zakup telefonu. Tuż po wypłacie!!! Dlaczego?? Z tej prostej przyczyny, że przy każdej próbie środki były z konta pobierane, a nie wypłacane. Teraz czekamy na zwrot. Ciekawe ile to potrwa.
Telefon nabyliśmy i się z nim oswajam. Mogę powiedzieć, że go lubię.
Nie kupiliśmy stolika do salonu, który to stolik mieliśmy w planach, bo środków (czasu zresztą trochę też) nam zabrakło. 
Ale wypad był owocny i mimo powyższych perypetii miły.
Sobotnie popołudnie upłynęło nam pod znakiem słodkiego lenistwa. Duża część niedzieli podobnie - jako uzupełnienie relaksu zrobiliśmy gofry i bitą śmietanę. Z krótką wizytą wpadli do nas Kamilek i Karolina. Kiedy pojechali dzieci wysłaliśmy do łóżek - starsze miały dzień dziecka i ominęła je kąpiel, a my zrobiliśmy sobie wieczór filmowy z czipsami i kolą. Obejrzeliśmy film Wielki Mike z Sandrą Bullock. Mi się bardzo podobał, nie raz miałam mokre oczy, co oczywiście Jarka przyprawiło od dobry humor.
Dziś odwiedziła nas zaprzyjaźniona rodzina i popołudnie spędziliśmy na pogaduchach i zajadaniu pleśniaka, w którym po raz pierwszy od bardzo dawna nie opadła mi piana.

Dobrze, że są takie weekendy.Podładowaliśmy akumulatory.

niedziela, 10 listopada 2013

Słowne wpadki:)

Okazało się ostatnio, że nasza prawie ośmiolatka nie zna słowa ksywa. Mądra główka oczywiście poradziła sobie z tekstem rekolekcyjnej piosenki i "Ksiądz Konrad ksywa Kokos" stał się Krzywym Kokosem:)
Błysnęła też przy kolacji i okazało się że według Olci piętnaście minut to KREDENS. 

Michaś bardzo lubi bajkę Krecik i często się upomina o jej włączenie: Mamo włoncz mi Krencika.
Druga ulubiona bajka to Kwaczor Donald.

piątek, 8 listopada 2013

10 miesięcy

Tymuś skończył dwa dni temu 10 miesięcy. Przez te dziesięć miesięcy przeszedł długą drogę w rozwoju. Od noworodka, który spał, jadł, płakał, spał, jadł.... dotarł już do etapu pionizacji i przesuwania się przy meblach oraz stąpania pchając duże przedmioty np. stołek, wózek przed sobą, zamiast bezzębnego uśmiechu szczerzy się pełne siedem ostrych zębów, które potrafią porządnie ugryźć. Często słychać jego śmiech, który może wywołać np. modelka na okładce gazety, albo gilgoty, które wprost uwielbia. Po wieczornej kąpieli sam podchodzi do taty i ustawia się do łaskotania, zaczepia, przewraca się na łóżku zapraszając do zabawy. Kiedy w zasięgu rąk pojawia się coś zakazanego, dokłada wszelkich starań, żeby to zdobyć, a gdy staje się szczęśliwym posiadaczem przedmiotu zwykle niedostępnego szybko zmyka poza zasięg rąk, a czasami i wzroku, dorosłych.
Uwielbia buszować w łazience, czasami można go znaleźć zwiedzającego kabinę prysznicową, albo puszczającego wodę w bidecie. Ostatnio dał nogę do łazienki ubrany w kurtkę i gotowy do wyjścia, wykorzystał moment kiedy zakładałam sobie buty, zlokalizowałam go po dźwięku lejącej się wody, przez te kilkanaście sekund zdążył sobie opłukać rękaw do łokcia. Otwarta toaleta gwarantuje dobrą zabawę i na pewno nie zostanie przeoczona przez tego brzdąca. Kosmetyki to też świetny materiał do zabawy.
Lubi tańczyć i śpiewać, a będąc w klimatach muzycznych świetną zabawą jest wyciąganie "pendrajwa" z wierzy i próby konsumpcji.
Jest komunikatywny, kiedy coś mu się nie podoba głośno protestuje - bardzo głośno protestuje, zdarza mu się powiedzieć mama, tata, baba, po swojemu woła Olcię, czasami mówi daj i sięga po coś co mamy w rękach, dziś powiedział cześć (cieś) kiedy zajrzałam do łazienki, w której asystował tacie przy goleniu, głośno woła papa i energicznie macha rączką. Przybija piątki. Taki to nasz duży mały chłopiec.
Niestety jedenasty miesiąc nie zaczął się najlepiej, bo choroba, z którą walczymy już od tygodnia jak na razie nie minęła, za to wczoraj pojawiły się pierwsze krostki na buzi i rączkach. Obstawiamy ospę, bo w kolejce do lekarza dwoje dzieci ospowych było. Na razie jeszcze czekamy, bo krostek na pewną diagnozę jest jeszcze troszkę zbyt mało.

wtorek, 5 listopada 2013

Kiedy przychodzi ochota na sen

Gdy Tymuś zaczyna być senny wpycha kciuka do buzi i zapamiętale go ssie (walczymy z tym już od kilku miesięcy i jak na razie rezultatów nie ma), w drugą rękę bierze dowolny miękki materiał - kocyk, bluzeczkę, pieluszkę, a nawet spodnie niekoniecznie własne i przytula do buzi. Taka "sygnalizacja" to dla mnie bardzo duże ułatwienie, bo starsze dzieci, zwłaszcza Olcia, były trudne do zdiagnozowania odnośnie senności. Samo usypianie nie jest już takie proste, zdarza się mu samodzielnie zasnąć po odłożeniu do łóżeczka (rzadko występujące zjawisko u starszaków, u Olci prawie nigdy), najczęściej jednak w ciągu dnia do usypiania służy wózek w ruchu, ewentualnie cycuś (tak - jeszcze cycuś). Śpi niezbyt długo, najczęściej do godziny - wyjątek stanowią dni kiedy z synem zostaje tata, który przy pobudkach jeszcze lula i dziecko zasypia. Ja niestety zwykle w czasie drzemki jestem zajęta domowymi obowiązkami i brak mi i czasu, i cierpliwości zresztą też, do lulania.
Dzisiaj Tymuś nie tylko użył kciuka, ale też podszedł do wózka i próbował do niego wejść, więc błyskawicznie go w nim umieściłam, zamieniłam kciuk na smoczek, okryłam kocykiem i wprawiłam wózek w ruch. 
Wieczór to kąpiel, cycuś i sen. Czasami Tymuś zasypia przy piersi, czasami, kiedy już brzuch pełny a sen jeszcze nie nadszedł, odkładam go do łóżeczka i tam zasypia. Niestety pobudek w ciągu nocy jest mnóstwo, dobre spanie skończyło się wraz z rozpoczęciem ząbkowania, które trwa już od lipca. Teraz jeszcze dodatkowo doszła choroba, która sen utrudnia, więc pobudek namnożyło się tyle, że więcej czuwam niż śpię. To kolejna różnica pomiędzy rodzeństwem, bo Olcia spała w nocy świetnie i w tym wieku przesypiała już praktycznie całe noce, Michaś budził się ale pobudek było jednak mniej, a Tymuś potrafi robić pobudki co 20 minut. Czasami staje w łóżeczku i gada nie mając ochoty na dalszy sen, ale ja wtedy nie zapalam lampki, tylko przytulam i w zupełnej ciszy karmię, najczęściej do momentu aż zaśnie.

Hamburgerowa opowieść

Kilka dni temu na naszym stole zagościła kolacja w w formie szybko i niezdrowo - hamburgery. Były bułki hamburgerowe z torebki, kotlety hamburgerowe z torebki, prażona cebulka z torebki, sklepowy ketchup, majonez i musztarda, no i trochę zieleninki się pojawiło - też sklepowej;) Wszyscy się zajadali (tylko Tymka ominęła ta uczta, bo jeszcze ma trochę za mało zębów) i przy okazji mąż mój, cytując Michasia, nawiązał do hamburgerów, które mieliśmy poprzednim razem
Pewnej letniej, ciepłej, niedzieli wpadliśmy do domu w porze obiadowej, ani obiadu ani składników na obiad nie mieliśmy, a brzuchy były puste, wrzuciłam więc resztkę kotletów mielonych w bułki i wpakowałam do mikrofali. Nie wiem czemu umieściłam je na ruszcie i włączyłam grila. Po dwóch minutach zobaczyłam dym wydobywający się z mikrofali i otworzyłam drzwiczki. A tam bułki płonęły. Doznałam kolejnego zaćmienia umysłu i szybko zamknęłam drzwiczki myśląc, że w ten sposób zahamuję dopływ tlenu i ogień zgaśnie. Stałam przed kuchenką i patrzyłam, ale ogień płonął nadal, zawołam więc Jarka, który ogień po prostu zdmuchnął. Pytał potem czemu nie gasiłam, a moje tłumaczenia ubawiły go setnie.
Wyjęłam nasze hamburgery z czarnymi główkami, górne połowy bułek zdjęłam i wyrzuciłam, a my na obiad zjedliśmy resztę:) Nawet nikt specjalnie nie narzekał, że smakuje lekko spalenizną, tylko wszyscy radośnie się uśmiechali. Czyżby tak działał zapach spalenizny?
A po kilku dniach Michaś stojąc przed mikrofalówką stwierdził: Lubię hambuldely, lubię ogień:)

sobota, 2 listopada 2013

Ach te choroby

Chłopcy są chorzy. Starszy zmaga się z zapaleniem oskrzeli, już właściwie finiszuje, zostały nam jeszcze dwa dni antybiotyku i w poniedziałek idziemy do lekarza skontrolować efekty leczenia. Mam nadzieję, że będzie już dobrze, bo pomimo choroby energia go roznosi, a on roznosi dom i próbuje roznieść też resztki mojego spokoju, ma tysiące pomysłów na minutę i wszędzie go pełno. Tęskni za przedszkolem i zmianą otoczenia. Ile można siedzieć w domu?
Młodszy miał ciężką noc, kasłał tak bardzo, że budził się z płaczem. Dodatkowo tarł ucho. Chcąc nie chcąc zebraliśmy się rano i pojechaliśmy z nim na izbę przyjęć. Odstaliśmy swoje w kolejce, pani doktor obejrzała, osłuchała, wypytała i orzekła zapalenie uszu i początki zapalenia oskrzeli. Przed nami zatem kolejny tydzień przymusowego siedzenia w domu.
Tylko Olcia dzielnie się trzyma. Jutro jedzie z tatą na cmentarze do Siedlec i już odtańczyła taniec radości, ciągle mówi o wyjeździe, co wywołuje łzy u Michasia bo on też chce jechać i jak sam mówi lubi cmentarze. Czeka nas więc jutro ciężki poranek, bo pewnie spazmy rozpaczy u Michasia będą.

środa, 30 października 2013

Bilans Tymcia

Tymcio ma prawie 10 miesięcy. Wczoraj byliśmy na bilansie i nasze najmłodsze dziecię zostało zważone, zmierzone i obejrzane. Wyniki są następujące:
waga 9,040 kg.,
wzrost 74,5 cm.,
ciemię jeszcze nie zarośnięte,
zębów 7 szt. - gryzą;)
pełza jak zawodowy żołnierz,
raczkuje coraz sprawniej (do niedawna tylko na miękkich powierzchniach, obecnie wszędzie),
staje przy meblach,
usiłuje się przy nich przesuwać,
tańczy,
śpiewa i gada po swojemu,
kiedy coś mu się nie podoba albo chce zwrócić na siebie uwagę krzyczy,
uwielbia się przytulać,
fascynują go schody, kiedyś skorzystał z mojej nieuwagi i wdrapał się na 6 stopień,
kocha swoje rodzeństwo, zwłaszcza Olcia jest jego idolką:) Michaś trochę mniej bo zdarza mu się być nieostrożnym w stosunku do Tymcia,
ząbkowanie przechodzi dosyć boleśnie, często budzi się w nocy, zdarza się 10 nocnych pobudek,
lubi jeść - do niedawna banan wywoływał pisk radości, teraz trochę się przyjadł,
nie lubi być w jednym miejscu (pewnie dlatego mając niespełna 7 miesięcy nauczył się sprawnie pełzać),
jest bardzo towarzyski, cieszy się do innych osób, nawet jeśli ich nie zna,
pod koniec sierpnia miał przekłuty kanalik łzowy, bo oczko mu ropiało, teraz już nie ma z nim problemu,
lubi wyglądać przez okna i jeździć samochodem,
zdarza się, że wykazuje zainteresowanie bajką kiedy starsze rodzeństwo jakąś ogląda,
wszystko pakuje do buzi, dziś wyjął "pendrajwa" z wieży i chciał go skonsumować.
Jest pogodnym, radosnym i ciepłym dzieckiem z loczkami i niezwykłymi oczami:)

Michaś przedszkolak

Wraz z końcem sierpnia Michaś uczestniczył w dwóch dniach adaptacyjnych w przedszkolu. Spotkania były krótkie - dwugodzinne. Pierwszego dnia byłam razem z nim, chętnie uczestniczył we wszystkich zajęciach, ale niepewnie zerkał w moją stronę i był stremowany. Drugiego dnia maluchy zostały bez opieki rodziców. Synek dzielnie został (uprzednio przeze mnie przygotowany i z obiecaną nagrodą), kiedy po określonym czasie wróciłam do przedszkola dzieci były na placu zabaw. Michaś bawił się w piaskownicy, ale kiedy mnie zobaczył jego integracja z rówieśnikami się zakończyła, ważna byłam już tylko ja.
Trochę się obawiałam jak to będzie we wrześniu. Pierwszy dzień przedszkola Michaś rozpoczął dość entuzjastycznie, choć kilka razy upewniał się, że po niego przyjdę. Kiedy po obiedzie go odbierałam, mocno się przytulił i powiedział, że tęsknił i w przedszkolu było fajnie. Na pewno można było usłyszeć rumor kamieni spadających z mojego serca:)
Kolejne dni przyniosły coraz większą miłość Michasia do przedszkola (chociaż czasami zdarza mu się pytać czy po niego przyjdę). Nawet w weekendy chce tam iść:)
Jeden jedyny raz zakręciła mu się łezka, kiedy go rano odprowadzałam.
Teraz jest już starym przedszkolakiem;)
Ma za sobą pasowanie, pierwszą wycieczkę, do której podszedł z dużą rezerwą, a największą atrakcją była podróż autokarem i siedzenie razem z Antosiem, jednym z dwóch najlepszych Michasiowych kumpli, odebranie go przez mamę kumpla Stasia, badania logopedyczne i wiele przedszkolnych atrakcji.
Teraz ma zapalenie oskrzeli i siłą rzeczy jest wyłączony z przedszkolnego życia. Ciekawe jaki będzie powrót po ponad tygodniowej nieobecności.

samokrytyka

Stając w prawdzie przed samą sobą muszę ze wstydem przyznać, że niestety brak mi systematyczności. Buuuu
Niestety cecha ta w całej pełni ukazała się nie tylko w prowadzeniu bloga (a raczej prawie nie prowadzeniu) ale widać ją też było w pajęczynach panoszących się w naszym domu.
Czeka mnie wiele pracy - pracy nad sobą.

sobota, 6 lipca 2013

Tymuś ma pół roku

Nasze najmłodsze dziecię skończy dziś pół roku. Zmienił się ten nasz skarb bardzo. Kolejne umiejętności gonią jedna drugą. Pewnie niedługo matka dziecka nie dogoni:-) Dziecina sprawnie się obraca z pleców na brzuch i odwrotnie, obraca się wokół własnej osi, podnosi pupę do góry i próbuje pełzać. Na kanapach i łóżkach już od dawna nie pozostaje bez nadzoru. Jego stałym miejscem pobytu w ciągu dnia jest mata lub koc rozłożone na podłodze. Jednak przy chodzeniu trzeba zachować czujność, bo synuś turla się po całej podłodze. Wystarczy chwila krótsza niż mgnienie oka a Tymcio jest metr od granic koca. Z radości, leżąc na brzuchu, klepie dłonią w podłogę i się śmieje. Radosny z niego chłopak. Śmieje się do ludzi i do zabawek. Największą radość wywołuje u niego Olcia. Wystarczy, że znajdzie się w jego pobliżu, a on śmieje się w głos. Lubię patrzeć jak dzieci się wspólnie tulą, czasami te starsze kładą się koło Tymcia i z czułością się do niego uśmiechają, a on z uśmiechem na ustach uważnie się im przypatruje. Słodkie to jest bardzo:-)
Tymuś sprawnie chwyta przedmioty, chętnie bawi się zabawkami i coraz większe zainteresowanie wykazuje pilotami, telefonami i wszystkim innym co aktualnie trzymamy w dłoniach.
Lubi muzykę, nawet kiedy ja mu śpiewam uśmiecha się szczęśliwy. Jest towarzyski, lubi słuchać innych i sam też dużo i często mówi. Językiem elfów oczywiście:-)  zasada jest jedna - w czasie rozmowy trzeba z nim pozostawać w kontakcie wzrokowym, bo jak nie to się denerwuje. Czasami rozśmiesza mnie, bo trzyma zabawkę lub smoka w ręku, przypatruje się z  uwagą i gada jak nakręcony.
Lubi ssać pierś, kciuki, zabawki - zwłaszcza ulubionego motylka, nie pogardzi też palcem u stopy - swojej oczywiście, bo innych nikt mu nie daje. Nadal jest dzieckiem piersiowym. W ostatnich dniach zaczęłam zapoznawać go z nowymi smakami, ale są to ilości śladowe. Wykazuje coraz większe zainteresowanie tym co jemy. Zaskoczył mnie ostatnio, bo kiedy go karmiłam piersią sama jadłam wafelka, nagle Tymcio oderwał się od piersi, patrzył na wafla i płakał, żeby i jemu dać i wcale do piersi nie chciał wrócić. Dopiero kiedy wafelka zabrałam z pola widzenia dziecko wróciło do ssania:-) To oczywiście jeszcze nie wszystko, bo łapie też za rękę z lodem, kanapką lub piciem i ciągnie mocno do siebie z szeroko otwartą paszczą:-)
Jakiś miesiąc temu nabyliśmy smoczek, bo Tymek zaczął ssać kciuki. Smoczek jest jednak bardziej gadżetem do rzucania, zabawy i gadania niż do ssania. Najlepiej jednak ssie się kciuka. Martwi mnie to nieco i wszyscy kciuka z buzi ciągle mu wyciągają.
W nocy sypia różnie, ale poniżej dwóch pobudek nie schodzi, w ciągu dnia też ostatnio łapie raczej tylko krótkie drzemki. Pewnie dlatego, że tyle jest do zobaczenia i do zrobienia:-)
Cudowne jest to nasze dziecko. A do tego wszystkiego jeszcze słodki niemowlęcy zapach i miękkie ciałko idealne do przytulania :-)


czwartek, 18 kwietnia 2013

Moi słowotwórcy:)

Olusia rankiem ubierała się do szkoły. Z daleka wypatrzyłam czarne drobinki na jej skarpetach, więc zapytałam co to jest, a ona przypatrzywszy się skarpetom odpowiedziała:
-prochy.
O paprochy oczywiście chodziło:)

Michaś ostatnio wszystkich zapewnia o swoich gorących uczuciach, najwięcej jednak tych słodziakowych wyznań trafia do mnie. I tak po wielokroć słyszę:
Mamo kocham Ciebie na świecie! Co w tłumaczeniu brzmi: Mamo kocham Cię najbardziej na świecie.

Michaś wszedł na kolejny poziom zachwytów i ostatnio na wiadomość, że skończyłam odkurzać, usłyszałam:
Super! Cudownie!

Dziś Michaś chciał poczęstować Tymusia lizakiem. Na szczęście najpierw zapytał mnie o pozwolenie. Tłumaczyłam mu, że Tymuś jest malutki i nie może jeść lizaków. Michaś przyjrzał mu się uważnie i stwierdził, że Tymuś duży jest, ale lizka mu już nie proponował.


środa, 17 kwietnia 2013

wyniki rekrutacji

Są już, są!:-) Są wyczekiwane wyniki naboru do przedszkola. Wyniki pozytywne :-)  Nasz starszy synek od września zasili przedszkolne szeregi. Towarzystwa będzie mu dotrzymywało kilku kolegów, których zna i lubi. Strzeżcie się panie nauczycielki! Kiedy zobaczylam jego imię i nazwisko na liście z radością mu pogratulowałam i uscisnelam prawicę:-)  w końcu to poważny krok naprzód. Nasz maly duży synek. Tylko jak to będzie, jak to będzie?

wtorek, 9 kwietnia 2013

miszmasz

Tymus jak zasnął w sobotę wieczorem, tak obudził się w niedzielę koło 7 rano. Po drodze miał dwie pobudki na jedzenie, z których jedna była spowodowana przeze mnie, bo przenosilam go z wózka do łóżeczka. Za to w ciągu dnia spał niewiele i humor też mu niezupełnie dopisywał.
Niedzielnym popołudniem pojechalismy w odwiedziny do mojego kuzyna i poprosilismy go o przyjęcie duchowej opieki nad naszym najmłodszym dzieckiem. Tym oto sposobem Tymuś ma juz chrzestnych, że tak powiem, zatwierdzonych. Teraz zostało tylko odwiedzić kancelarię parafialną, dopełnić formalności i czekać na chrzest, który mamy ustalony na ostatnią niedzielę kwietnia.
Nie ukrywam, że wybór chrzestnych był dla nas pewnego rodzaju wyzwaniem, bo osoby z najbliżej rodziny zostały już wykorzystane przy starszej dwójce:-)  ale wybór uważamy za bardzo dobry i jedyny słuszny:-)  Największą niespodziankę zrobiła mi przyszła matka chrzestna - bardzo bliska mi koleżanka, która powiedziała, że miała nadzieję, że to ona zostanie chrzestną :-)  wzruszyla mnie tym bardzo:-) 
Wreszcie nieśmiało puka do nas wiosna i powoli topi te zwały śniegu. Korzystając ze sloneczka wyszlismy wczoraj całą naszą gromadą (bez taty, bo w pracy) na podwórko. Założeniem było godzinne oddychanie świeżym powietrzem, ale rzeczywistość zmusiła nas do skrócenia tego czasu. Okazało się, że pod śniegiem jest lodowata woda, duuużo lodowatej wody. Prawda wyszła na jaw gdy poszlam pomoc Michasiowi stojacemu w śniegu i moja stopa została zalana płynnym lodem. Uznalam więc, że dobrze byłoby sprawdzić zawartość dziecięcych butów. Okazało się, że buty oprócz stóp i rajstop, zawierały też ciecz, która, co prawda nagrzala się juz od ciepłego ciała, ale  mile widziana nie była. Dziś Olenka poszła do szkoły w kaloszach i mam nadzieje, że stopy jej nie zamarzną.

A u Jarka w pracy dziś dzień "zero", że tak powiem, więc wczoraj nie wrócił z pracy. Wieczór wczorajszy upłynął nam we czworo iprzy czym starsze dzieci zrobiły mi miłą niespodziankę, a mianowicie Michaś usunął z Olusia w jej łóżku. Przeniósłam go, kiedy Tymus już zasnął i miałam luz:-) 

sobota, 6 kwietnia 2013

to już 3 miesiące

Tymuś dziś rankiem skończył trzy miesiące. Nasz maluch stał się już bardzo kontaktowy. Lubi sobie pogadać i musi mieć współrozmówcę uważnie patrzącego mu w oczy w trakcie rozmowy. Kiedy zbliżymy się do niego i nic nie mówimy sam zaczepia, wydając z siebie śmieszne piski:) Zaczyna interesować się przedmiotami wokół niego i próbuje je chwytać - najlepiej mu to wychodzi z moim łańcuszkiem, luźnymi ubraniami no i oczywiście włosami (zwłaszcza Olci) Lubi też chwytać dłoń.
Sypia głównie na brzuszku, jest to metoda na dłuższy i spokojniejszy sen, więc teraz prawie zawsze w tej pozycji go odkładamy do łóżeczka i do wózka. W nocy zdarza mu się spać ciągiem 7 godzin (chociaż ostatnich kilka nocy było gorszych), a w ciągu dnia zdarzały się i czterogodzinne drzemki. Mieliśmy już wypracowany pewien schemat, ale niestety dziś coś nam się rozjechał. Tymuś powinien już być wykąpany (kąpiemy zwykle po dwudziestej, bo udział taty jest mile widziany przy tej czynności, a tata często wracał o tej porze do domu) i jeść, a nasz maluch śpi w najlepsze już od kilku godzin. Ciekawa jestem jak będzie wyglądała noc:/
W dzień usypiamy go w wózku, ułożonego oczywiście na brzuchu i gdy chęć na sen nie jest zbyt duża Tymuś podnosi głowę i próbuje wyglądać z wózka. Widok jest zabawny:) Czasami sam przysypia na kanapie lub w leżaczku.
Ponieważ nadal mamy zimę zamiast wiosny i to zimę mocno intensywną na spacery wychodzimy niestety sporadycznie, mało też jeździmy, synuś więc nie jest przyzywczajony do kombinezonu i często głośno okazuje swoje niezadowolenie.
Generalnie jest pogodny i dość spokojny, wydaje mi się, że łatwo go zabawić, Olusi też to łatwo przychodzi. Kiedy jednak coś mu nie pasuje nie oszczędza naszych uszu, krzyczy tak intensywnie, że sam robi się bordowy i nie ma zmiłuj, trzeba szybko dzialać:)
Cieszy się na widok nas rodziców i Olusi i Michasia, na obcych jest narazie dość obojętny, chociaż jak ktoś go dobrze zagada to się uśmiecha.
Lubi kąpiele i gdy znajdzie się w wodzie jest przeszczęśliwy i bardzo intensywnie macha nogami, a podłoga w łazience pływa.
Podsumowując: świetny jest ten nasz szkrab.

czwartek, 4 kwietnia 2013

chumorki jaśniepanny i pomysły panicza

Wczoraj, jak każdego poranka kiedy idzie do szoły, Olusia siedziała przy kuchennym stole i jadła płatki z mlekiem. Za towarzystwo miała minę złą. Kiedy na nią popatrzyłam miałam ochotę zrobić kilka kroków w tył, żeby nie znaleźć się w polu rażenia. Panna ewidentnie wstała lewą nogą. Nie miała do czego się przyczepić, ale po dłuższej chwili poszukiwań znalazła i wypaliła z nerwem w głosie:
Dlaczego w tym kartonie jest tylko jeden litr mleka?
Prawie padłam ze śmiechu:)
W ciągu dnia było jeszcze sporo sytuacji, które ją poirytowały. Nawet osobie będącej w połowie przjejścia dla pieszych nie odpuściła i oburzona zapytała czumu nie rozgląda się na boki. Dobrze, że szyby w samochodzie z powodu panującej, bardzo wiosennej zresztą, śnieżycy były szczelnie pozamykane, bo pieszemu niewątpliwie by się głupio zrobiło, że taki nieuważny i skulony przez przejście pomyka.
Jaśniepanna na moje stwierdzenie, że jej chumor powala mnie na kolana, powiedziała, że specjalnie się stara, żebym ja miała dobry chumor. No i co na to można odpowiedzieć? Znowu jej było na wierzchu.
Żeby była równowaga w przyrodzie to dziś o poranku Michaś wylewał siku z nocnika i niezupełnie wcelował do sedesu. Z problemem sobie poradził - zdjął piżamkę i mokrą podłogę wytarł. Porządek musi być.

A wczorajsza śnieżyca trwa nadal. Czyżby do następnej zimy miało sypać?

poświątecznie

Przygootwań dużo, bo wreszcie trzeba było dom uprzątność, te wszystkie pajęczyny z kątów odkurzyć, okna, przez które niewiele było widać, umyć (ale od środka tylko, bo kiedy się za nie zabrałam, na zewnątrz zamarzał sprej na szybach - wiosennie bardzo:)), ciasta z udziałem dzieci upiec (Olcia prawie sama przygotowała babki cytrynowo-jogurtowe), jakieś zakupy zrobić. No i co chwilę nos Michasiowi czyścić, wizytę u lekarza z nim zaliczyć, więcej wydać w akptece niż na wszystkie pozostałe zakupy. Samemu się leczyć - ja domowymi sposobami, Jarek z wizytą na izbie przyjęć i antybiotykiem na zapalenie zatok.
Niestety zabrakło przygotowań bardziej duchowych - palmę poszła święcić nasza córeczka z babicią, bo my chorzy do kościoła się nie nadawaliśmy. Triduum Paschalne też nas w tym roku ominęło z podobnych zresztą względów.
W sobotę Jarek ze starszą naszą dwójką pojechał święcić święconkę i czekaliśmy na wizytę przyjaciół, którzy mieli przyjechać rano, ale różne wydarzenia, w tym odmówienie współpracy przez ich własne auto i to nie pod domem, a kilkadziesiąt kilometrów dalej, spowodowało, że dotarli w porze mocno kolacyjnej. Wizytę jednak trzeba było dobrze wykorzystać i tym sposobem spać poszliśmy grubo po północy,. Tej samej nocy przechodziliśmy na czas letni (a tu wiosny nawet z daleka nie widać) więc o wyspaniu mowy nie było. Pełna podziwu jestem dla Olci i dla Jarka zresztą też, bo wstali bladym świtem i pojechali na rezurekcję. Dumna jestem z naszej córeczki bo to jej pierwsza masza, gdzie w kościele przed 6 rano być trzeba, a ona sprawnie się wyszykowała, z mojej strony potrzebne było tylko zrobieie kucyka, i pojechała. Całą mszę bez marudzenia wytrzymała. Święta minęły nam mocno towarzysko, bo albo my byliśmy u rodziny, albo rodzina u nas. Oczywiście codziennie byliśmy na mszy, a w tym wszystkim w "lany poniedziałek" (u nas nie był lany) udało mi się nawet złapać 2 godziny drzemki w dzień, co prawie nigdy mi się nie zdarza.
Święta minęły nam błyskawicznie, a po ciastach zostały tylko dodatkowe kilogramy na stanie, głównie w okolicach brzuchów i bioderek.

wtorek, 26 marca 2013

uszny problem i przedszkole

Michaś od kilku tygodni ma katar, duży katar, katar nieustający i męczący w dzień i w nocy. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że nos czyscimy po 100 razy dziennie. Nastąpił nawet pewien postęp i kiedy katar jest rzadszy udaje mu się trochę wysmarknac. Katar powoduje, że jest bardziej marudny, czasami też trochę kaszle i jest bladziutki. Czekalismy aż nosowy potwór minie, codziennie zapodajac jakieś medykamenty, jednak efektów trwałych brak. Kiedy już się wydawało, że wychodzimy na prostą, potwór wracał ze zdwojoną siłą. Tak więc wczoraj synek wraz z tatą udali się do pana doktora, żeby sprawdzić czy ten katar nie narozrabial. Prywatnie pojechali, bo na Fundusz nawet dodzwonić do przychodni rano się nie dało, a potem numerkow juz nie było. I na co idą te kolosalne składki' zabierane miesiac w miesiąc z naszych wynagrodzeń, ja się pytam. Chyba trzeba się rozejrzec za jakimś pakietem rodzinnym. No ale wracajac do tematu - dobrze, że pojechali, okazało się, że Michaś osluchowo jest w porządku, ale niestety uszy wymagają natychmiastowego leczenia. Zbiera się w nich płyn. Dostalismy sporo leków i mamy spróbować to wyleczyć. Jeśli nie pomoże (mam nadzieję, że pomoże) to po świętach laryngologa trzeba bedzie odwiedzić.
Michaś osiągnął wiek, który upoważnia go do spędzania czasu w miejscu pożądanym przez wielu pracujących rodziców. W związku z tym i my odwiedzilismy pewną placówkę edukacyjną, w której to juz teraz, oczami wyobraźni oczywiście, widzimy naszego synka. Michaś dzielnie zaniósł kartę zgloszeniowa do sekretariatu i podał pani sekretarce i na tym jego odwaga się skończyła, bo gdy poszlismy zobaczyć salę maluchow,  interesował go tylko powrót do domu, co zakomunikował mi głosikiem bardziej cichym niż glos myszki. Ciekawe jak to będzie. Najpierw i tak musimy zobaczyc jego imię i nazwisko na liście szczesliwcow, którzy dostąpia zaszczytu zasilenia szeregu przedszkolaków. I dobrze będzie, jeśli się na tej liście znajdzie.

poniedziałek, 25 marca 2013

Zajecia dodatkowe

Ola lubi wszelkie nowości i ma wiele pomysłów jak spędzać wolny czas. Kiedyś dawno temu marzyła o balecie. Marzyła jeden rok, marzyła drugi i w końcu znalazłam zajęcia baletowe i kiedy utworzyła się mlodsza grupa dziewczę zaczęło ćwiczyć ten wymarzony, jedyny, fantastyczny balet. Pierwsze kilka lekcji zapał był wielki, potem malał, po zakupieniu stroju znowu wzrósł i tak tak sobie falowal. Ostatnio jednak przed każdym wyjściem na zajęcia narzekała, ze już nie chce chodzić. Ja jednak mówił am, ze jak się cos zaczęło to trzeba być wytrwałym i do końca roku szkolnego dochodzić będzie. Dziś jednak rozmawialiśmy z Jarkiem i stwierdzilismy, ze można zrezygnować, tym bardziej, że trzeba się sporo nagimnastykowac, żeby panna na zajęciach być mogła. Kiedy wróciła ze szkoły powiedzielismy, że rezygnujemy z zajęć. Pierwszą reakcją była radość. Potem jednak wróciła do tematu i powiedziałam, ze dobrze, ze nowego stroju nie kupiłam, bo bym pieniądze niepotrzebnie wydała. No i co? Dziewczę zdanie zmieniło, ona chce chodzić na balet, tylko strój mam kupić. Hahaha, nie ma tak dobrze. Umowilysmy się, że jak do wakacji nie będzie narzekania i  nadal będzie chciała ćwiczyć to stroj , biały koniecznie, po wakacjach kupimy. I jeszcze systematycznego basenu na dodatek sobie zażyczyła.
No i lipa - matka wolnego mieć nie będzie;)
A dzisiaj Ola była pierwszy raz na kołku przyrodniczym w szkole i wróciła szczęśliwa i rozentuzjazmowana, bo takie fajne to kółko, a jej grupa quizz wygrała.
Czasami nadążyć nie mogę, nie wiem jaki drobiazg spowoduje zmianę zdania, bo zapał na poczatku zawsze jest.

niedziela, 24 marca 2013

wypadek

Michaś  ciagle gna, wszystko robi w biegu, od rana do późnego wieczora w naszym domu slychac tupot nóżek o podłogę. Do tego pomysłów ma milion na minutę, buduje najprzeozniejsze konstrukcje z krzeseł, koców, znosi do salonu klocki, samochody, książki itd. Do tego jest mocno nieuważny, obiera punkt i do niego pędzi nie zwracając uwagi na przeszkody. Na efekty nie trzeba długo czekać, bo albo nie wyrobi się na zakręcie i walnie czołem o kant przy drzwiach i śliwa na pół czoła, albo przewroci się na schodach i ma siniaki na kolanach. A w piątek zaczepił o jakiś przedmiot leżący na dywanie i z całym impetem uderzył w kant krzesła, które chwilę wczesniej ustawił przy ścianie. Efekt? No proste. Rozcięty policzek, lejaca się krew, a potem siniak. Dobrze, że rana powierzchowna i nieduża i zęby wszystkie zostały nienaruszone. Ale co przezylismy to nasze.
Apel zatem mam: SYNU OSTROZNIEJ!

piątek, 22 marca 2013

kolejny krok ku dorosłości

Olusia staje się coraz dojrzalsza dziewczynką. Ostatnio osiągnęła kolejny etap, a mianowicie zaczela utrzymywac porzadek w swoim pokoju, na bieżąco odklada używane rzeczy na miejsce i cieszy się z osiągniętego efektu. Niewątpliwie spore znaczenie miało entuzjastyczne pochwalenie jej przeze mnie kiedy pierwszy raz naprawdę ładnie posprzatala. Twierdzi, ze jej pokój jest najczystszym miejscem w domu i muszę pokornie przyznać, ze ma rację, bo nieład nam się wkradł. Jego głównym twórcą jest Michaś, który działa z prędkością odrzutowca, wszystko go interesuje, wiec opróżnia szuflady, a do posprzatania zapału mu nie wystarcza. Ja natomiast nie jestem w stanie być wszędzie na raz i wszystkiego pilnować. Dodatkowo dom wymaga generalnych porządków, ze o odmalowaniu wysmarowanych ścian nie wspomne. A wracając do tematu głównego to panienka nasza poszła nawet krok dalej i zaczęła dostrzegać bałagan u Michasia i twierdzi, że nie mogłaby żyć wśród porozrzucanych zabawek. Szkoda tylko, ze nie wpadła jeszcze na pomysł, żeby posprzatac i u brata. Może powinnam ją trochę ukierunkować?:-) Wczoraj rozdzielała funkcje poszczególnym domownikom na sobotnie porządki, ale nie dotarlismy do jej zadania, może zamierza spocząć na laurach i jutro odpoczywać, w końcu porządek u siebie ma:-) Mam nadzieję, że to umiłowanie ładu nie jest chwilowym epizodem, a trwała zmianą.

czwartek, 21 marca 2013

wiosno gdzieś ty?

Wstalam dziś o poranku, żeby wyszykowac córkę do szkoły, a konkretnie przygotować kanapki i zrobić fryzurę, no i zrobić krzyżyk na czole przed wyjściem do szkoly. Całą resztę panna wykonuje sama, łącznie z przygotowaniem i zjedzeniem śniadania. Ja codziennie wstaje i wykonuje te drobne czynności, żeby panienka nie czuła się opuszczona i jako pierwszoklasistka miała jeszcze poczucie troskliwej opieki rodzicielskiej, ale generalnie stawiamy na samodzielność. Wstalam i poszlam najpierw do łazienki, która okien nie ma wiec nie zaznajomilam się z dzisiejszą aurą. Całą białą prawdę zobaczyłam otwierając lodówkę, stojącą przy kuchennym oknie. Katem oka ujrzałam ośnieżone gałązki wierzb i piękny zimowy krajobraz. No nigdzie ta wioosna, gdzie te zielone główki roslinek wychodzące nieśmiało z ziemi, gdzie słoneczko? Kiedy nadejdzie czas grzebania w ziemi? Lżejszych ubrań i spacerow?
A zmieniając temat - Tymus obudził się dziś kolo 4 rano na jedzenie, zjadł i przysnał mi na ramieniu. Kiedy odlozylam go do lozeczka, zaczął się kręcić, otworzył oczka i wpatrujac się we mnie zaczął się pięknie uśmiechać. Promieniala mu cała twarz. Słodkie to było:-)  taka radość o czwartej nad ranem:-)  zabrałam go jeszcze do siebie, żeby go poprzytulac. Jarek niestety chory, spał na dole żeby nie budzić nas kaszlem i dmuchaniem nosa. Biedaczek.

niedziela, 17 marca 2013

dziesięć tygodni

Dziś mija 10 tydzien od narodzin naszego najmłodszego synka. Maluch juz tak się wtopil w naszą rodzinę jakby był od zawsze. Z noworodka, który tylko śpi, je i zapełnia kolejne pieluchy - duuuzo pieluch,, zrobił się juz całkiem kontaktowym chlopczykiem. Uśmiecha się radośnie na nasz widok, reaguje na glos i szuka jego źródła, odpowiada po swojemu kiedy do niego mówimy. pierwsze agu pojawiło się 25 lutego i od tej pory jest go coraz więcej. Kiedy synus jest w dobrym humorze fika  intensywnie nóżkami i raczkami z radosna miną. Lubi kąpiele,ale woda musi być cieplutka, z tymże kąpiel go nie wycisza,wręcz przeciwnie, chociaż ostatnio widać, że zaczyna się przyzwyczajac do wieczornego rytuału. Potrafi sam zasnąć, chociaż gdy ma gorsze chwile trzeba go zachustowc, żeby się wyciszyl. Czasami zamotany w chustę odkurza razem ze mną dom:-) czasami sposobem na sen jest ułożenie go na brzuszku. Często w tej pozycji klade go po karmieniu w przypadającym kolo piątej rano i dzięki temu budzi się po ósmej. W nocy zdarza mu się spać siedem godzin ciągiem, choć zwykle jest krócej. Jest dzieckiem pogodnym, choć nie można powiedzieć, że nie absorbujacy bo lubi towarzystwo. Do ostatnich umiejetnosci nalezy wysowanie jezyczka, tak jakby sie oblizywal. W ostatnim czasie zaczely tez intensywnie pracowac jego slinianki i czesto widac na ustach spieniona sline. Ma wysypkę na policzkach, której nie możemy się pozbyć, ale ja restrykcyjnej diety nie stosuję, wiec znalezienie przyczyny jest zbyt trudne. Problemem jest też ropiejace lewe oczko, obawiam się, ze trzeba się będzie z nim wybrać do lekarza. Ale to wszystko są drobiazgi przy ogromie miłości i radości jaki wniósł do naszej rodziny. Jest prawdziwym darem od Boga, bardzo nas ubogaca :-)

piątek, 15 marca 2013

bułkę przez bibułkę:-)

Michaś ostatnio zrobił się bardzo kulturalny. Za wszystko co dostanie pięknie dziękuje, jak coś chce mówi proszę i robi oczy kota ze Szreka. Trudno wtedy mu odmówić:-)  Dodatkowo wiele razy w ciągu dnia w naszym domu słychać entuzjastyczne Hula! Supel! Zawsze w duecie:-)  powody radości są najprzerozniejsze : bo mama naleśniki na śniadanie zrobi, bo babcia przyjdzie, bo tata wraca z pracy, bo idziemy na spacer, bo leci Pepa w TV... Cieszy się drobiazgami, Olcia pod tym względem była bardziej wymagająca i trudniej było ja zadowolić, jest tak zresztą do dziś, chociaż zdarzają się drobiazgi, które wywołują jej radość.

czwartek, 14 marca 2013

wysoka temperatura mnie lubi

Dopiero co miałam dwa razy zapalenie piersi i temperatury sięgające 40,5 st. C., a wczoraj wstalam z bólem gardła i po południu zaczęła mi rosnąć temperatura, tak że wieczorem poszedł w ruch paracetamol. Dziś jest trochę lepiej, bo temperatura podwyższona, ale nie wymagająca zbijania lekiem. Cos chyba padła mi odporność po porodzie. Niestety przy trójce dzieci, w tym jednym niemowleciu i mężu wciąż nieobecnym trudno zalec w łóżku i oddać się zdrowieniu. W ruch poszedł czosnek, szczypior i witamina C. Mam nadzieję, ze pomoże.
Olcia z powodu kataru lejacego się z nosa nie poszła dziś do szkoły, za to wszyscy wyszlismy na 45 min. Na podwórko, żeby trochę się dotlenic. Nie miałam jednak siły ciągnąć dzieci na sankach, a szkoda, bo to pewnie ostatni śnieg. Mam w każdym razie taka nadzieje.

środa, 13 marca 2013

pociąg do nowego

Ponieważ u nas katar zagościł na dobre i zaprzyjaźnił się nie tylko z Michasiem, ale też ostatnimi dniami bardzo intensywnie związał się z Olcia, chusteczki higieniczne są towarem niezbędnym. Dlatego też zapasy znikają w szybkim tempie - zużywane przez Olcie, bo Michaś oczyszcza nos za pomocą odkurzacza gilucha. Wczoraj mąż odwiedził sklep z kropkowanym "zwierzątkiem" w logo i nabył nowe zapasy. A że opakowania są kolorowe w dziecięce i wielkanocne wzory naszym dzieciom zaswiecily się do nich oczka. Michaś chciał od razu napocząć nową paczkę, co spotkało się z moim protestem, bo otwarta paczka leżała na kanapie. Zapowiedział am, że najpierw stare muszą  się skończyć. Synek błyskawicznie znalazł rozwiązanie, po chwili przyuwazylam go wędrującego z garscia  świeżo wyciągniętych i bynajmniej nieużywanych chusteczek do kosza na śmieci. Plan się nie powiodł, bo zawróciłam go z przykazem odłożenia chusteczek do pudełka. Nie był zbyt zadowolony;)
A swoją drogą ciekawe kiedy nasz syn nauczy się dmuchac nos, bo narazie wcale mu to nie idzie.

wtorek, 12 marca 2013

wizyta u ortopedy i zakupy

Wczoraj byłam z Olenka na wizycie u ortopedy. Pani doktor córkę naszą zbadała i miała dobre wiadomości. Rehabilitacja przyniosła dobre rezultaty. Miednica jest w porządku i dysproporcja ramion, która była niewielka, jeszcze się zmniejszyła. Olusia ma ćwiczyć 2 - 3 razy w tygodniu i za 4 - 5 miesięcy ponownie wizyta. Ucieszyły mnie te wiadomości, teraz tylko trzeba samozaparcia i mojego i córeczki przy systematycznej gimnastyce.
Przed wizytą Olcia miała zajęcia baletowe, a ja ten czas wykorzystałam na szybkie zakupy. Owocne były. Kupiłam sobie pantofle na niewielkim obcasie - wydają się całkiem wygodne i jestem zadowolona, bo groziło mi chodzenie boso, kiedy się ociepli. Odwiedziłam też Pepko i kupiłam skarpetki i majtki dla panienki naszej i śmieszna bluzkę dla najmłodszego dziecięcia. Tylko skarpet dla Michasia nie było, a potrzebuje, bo ze starych powyrastał. Widziałam ładne buty dla Olenki, tylko drogie niestety były. Zakup butów dla dzieci jeszcze przed nami.

przepracowany

Mój mąż zaczyna powoli przyprawiać mnie o bezsenność. A to dlatego, ze zbyt dużo pracuje i niestety bardzo się to przekłada na jego zachowanie. Dziś w nocy, kiedy budziłam go do marudzacego Michasia, otworzył oczy, zaczął się podnosić, ale już nie dokończył, bo zasnął.
Po około godzinie wziął telefon i zaczął wychodzić z łóżka, zapytałam go więc gdzie idzie skoro jest środek nocy. Jego odpowiedzią było, że nie wie. Kazałam mu spać, co też zrobił. Za to ja spać nie mogłam, bo się martwilam. Jak ja niecierpliwie czekam 9 kwietnia to tylko ja wiem.

poniedziałek, 11 marca 2013

z cyklu teksty Olenki

Mamo jak się nazywa ta modlitwa kiedy ksiądz schodzi z ołtarza, klęka i mówi takie dziwne słowa, a ludzie  odpowiadają módl się za nami? Jeśli ktoś ma wątpliwości to powiem, bo zgadlam, chodzi o litanię.

W zeszłym tygodniu były u nas rekolekcje wielkopostne. Dzieci miały wyznaczony dzień i jechały autokarem do kościoła. Jechała cala szkoła oprócz zerowki i pierwszej klasy. Olenka, nasza pierwszaczka, po powrocie ze szkoły rozżalona powiedziała, że to nie fer. Wytłumaczyłam jej, że w przyszłym roku i ona pojedzie, bo będzie już w drugiej klasie. Wtedy zapytała co to są rekolekcje i po usłyszeniu, że msza, stwierdziła, że w  takim razie woli nie zdać.

samotny wieczór

Wczoraj spędziłam samotny wieczór. Samotny, bo bez męża, który pojechał do pracy. Za towarzystwo miałam troje naszych dzieci, z którymi miło spędza się czas, niemniej jednak wymagają opieki i wieczornej obsługi, co do najlżejszych zadań nie należy. Każdy wieczór to przede wszystkim kąpiel - z trójką to  jest spore wyzwanie, ubieranie, czytanie bajeczki na dobranoc, modlitwa, usypianie Michasia, karmienie Tymusia. Wczoraj jednak poszło nam to sprawnie, a to wszystko dlatego, że Tymeczek po kąpieli zasnął i mogłam spokojnie zająć się pozostałą dwójką, zwłaszcza Michasiem. Tymus obudził się kilka minut po zasnieciu pozostałych skarbów, zjadł i zasnął i spał prawie do czwartej rano. Po takiej nocy jestem wypoczęta. Jestem zadowolona, że tak wyglądał wieczór ale brakuje mi tego męża mojego, bo ostatnio mamy dla siebie bardzo mało czasu i odczuwam samotność. Bynajmniej nie wynika to z ilości dzieci a z faktu, że Jarek dużo czasu spędza w pracy, bo ma pilne zadanie do wykonania. Niecierpliwie czekam połowy kwietnia, bo wtedy powinno już być spokojniej. Mam nadzieję, ze obecny wysiłek ze strony jego, ale też i mojej, przyniesie dobre rezultaty.

wtorek, 19 lutego 2013

Trudny czas dla Michasia

Pojawienie się w domu młodszego brata okazało się dla Michasia wielkim przeżyciem. Tak naprawdę to dla niego zmienił się cały świat. Przestał być najmłodszą osobą w rodzinie. Przestaliśmy na niego patrzeć jak na maluszka. Kiedy wróciłam ze szpitala i poszłam uspać Michasia do popołudniowej drzemki, zobaczyłam dużego chłopca rozciągniętego na łóżku. Dziwnie mi się jakoś zrobiło.
Trudno mi sobie wyobrazić jak jemu musi być "dziwnie". Kiedy chce się przytulić zdarza się, że mama przytula Tymcia, albo go karmi, albo przewija, albo przebiera, albo, albo, albo. I Michaś musi poczekać, czasami zanim skończę, Michaś już nie pamięta, że się chciał przytulić.Alternatywą jest usiąście obok mnie i przytulenie do ramienia, ale to nie jest to o co chodzi, bo Michaś kocha przytulać się całym sobą, siąść na kolanach, objąć mocno za szyję i tulić, tulić, tulić. Mało się tego zrobiła, nawet dla mnie mało. Kiedy go wołam na przytulaski, to przytulanie trwa sekundy, bo chłopak się spieszy. Nasz starszy syn jest przyzwyczajony do naszego raczej dynamicznego trybu życia, do codziennych przejażdżek samochodem: do babci, po tatę na stację, w odwiedziny do znajomych, do kościoła, z Oleńką na lekcje baletu, po zakupy, do spacerów z Olusią do szkoły i po Olusię do szkoły, do spacerów donikąd, albo w celu zobaczenia koników, do spędzania czasu na podwórku. A teraz nagle to wszystko się ucięło, ja po zakupy nie jeżdżę, w odwiedziny też prawie wcale nie jeździmy, bo zima i wokół sami chorzy, mąż do pracy jeździ z moim bratem, a nawet jak jedzie pociągiem to wraca z buta, Olcia do szkoły chodzi sama i wraca często sama, chyba że pogoda sprzyja spacerowi i Michaś codziennie się upomina, że chce jechać. A kiedy wie, że gdzieś mamy wyruszyć czeka z wielką niecierpliwością i po kilka razy dopytuje czy jedziemy i przypomina, że on też jedzie. Czasami mam wrażenie, że boi się, że zostanie w domu. Największa zmiana to chyba jednak wieczorne usypianie i obsługa nocnych pobudek, bo teraz robi to Michasiowy tato, a nie ja. Czasami niestety ta zmiana jest oprotestowana głośnym płaczem.
Michaś przechodzi bunt dwulatka nasilony jeszcze dodatkowo przez zazdrość. Czasami zachowuje się agresywnie, a agresję skupia na starszej siostrze: bije, gryzie, ciąga za włosy. Karanie go poprzez sadzanie na "karnym lwie" wywołuje niemalże histerię i nie przynosi jak na razie pożądanych rezultatów. Próbujemy więc skupiać uwagę na poszkodowanej, żeby wiedział że złym zachowaniem nie przyciąga naszej uwagi, wręcz przeciwnie. Pojawiło się też nagradzanie za dobre zachowanie.Są okresy kiedy jest lepiej i dni kiedy jest gorzej.
Na szczęście tata, kiedy jest w domu, jest w dużym stopniu do dyspozycji dzieci, Olusia też dużo bawi się z młodszym bratem. Najgorzej jest chyba ze mną, bo mi jakoś brak zapału na coś więcej niż czytanie książeczek, rozmowy, układanie puzzli, włączanie do niektórych domowych czynności i obsługę całodzienną. Chciałabym być mamą z energią do zabawy, pomysłami na dobre wykorzystanie czasu  i cierpliwością do dziecięcego sposobu działania, może wtedy i mojemu synkowi byłoby łatwiej przejść przez ten nowy etap.

czwartek, 14 lutego 2013

Zapominalski tata, wyjazd, walentynki i chusta

Mąż mój poszedł do kościoła (jak co niedziela zresztą) a po mszy poszedł jeszcze chwilę porozmawiać z księdzem. Ksiądz zaczął wypytywać czy już urodziłam, kiedy, czy mamy syna czy córkę itd. Odpowiedzi szły mojemu szanownemu małżonkowi świetnie, dopóki nie padło pytanie o imię naszego synka, bo wtedy nastąpiła dłuuuga chwila ciszy i konsternacji i bynajmniej nie dlatego, że imienia jeszcze nie ustaliliśmy ale dlatego że tata zapomniał. Kiedy wrócił do domu i mi to opowiadał miałam niezły ubaw:) zaproponowałam nawet, żeby zmienić imię na jakieś krótkie np Jan;)
Wczoraj Jarek wyjechał w delegację i zostałam sama z paleniem w piecu, doglądaniem zwierząt i, praniem, sprzątaniem, gotowaniem, no i oczywiście naszą trójką i całą jej obsługą. Generalnie nie było najgorzej, ale wieczór dał mi się we znaki. Tymuś wieczorami ma kolki i zasypia najwcześniej koło 22, ale często zdarza się też 24. Na przemian jest noszony, tulony i wisi na piersi. Niestety sporo też krzyczy więc wymaga mojej uwagi i czasu. Michaś natomiast przyzwyczajony jest do zasypiania w towarzystwie -do narodzin Tymcia było to moje towarzystwo, teraz zadowala się tatą. Wczoraj zaproponowałam mu towarzystwo Olusi, zostało zaakceptowane ale niestety tylko na czas czytania książeczki, kiedy przyszedł czas gaszenia światła rozbrzmiał wielki krzyk i o spaniu nie było mowy. Musiałam wkroczyć do akcji. Położyłam się z nim i leżałam około 15 minut, kiedy zmienił mu się oddech wstałam i poszłam do Tymka, który w czasie mojej nieobecności początkowo płakał ale zaczynał już się drzeć. Niestety zanim dotarłam do naszej sypialni usłyszałam za sobą tupanie bosych stóp o podłogę. Skończyło się na tym, że  przez 45 minut z Tymkiem na przemian ssącym, płaczącym i usiłującym trafić do piersi w ciemnym pokoju przesiedziałam na Michasiowym łóżku. Co jakiś czas musiałam go pogłaskać, a kiedy pełna nadziei pytałam czy śpi słyszałam, że tak;) w końcu jednak zapadła cisza i Michaś na szczęście przespał całą noc bez pobudek. Tymuś też spal ładnie i obudził się tylko 2 razy.
Dziś rano pobudkę miałam sporo przed siódmą. A to dlatego, że Oleńka wczoraj przygotowała dla mnie walentynkę i ukryła pod moją poduszką. Skoro świt więc wstała, żeby mi przypomnieć o zajrzeniu pod poduszkę. Obudziła oczywiście mnie i obydwu braci. Upewniłam się, że kocham walentynki:/ Mam nadzieję, że ironia jest tu wyczuwalna.
Jarek kupił mi przedwczoraj chustę do noszenia malucha. Do zakupu przymierzałam się kiedy Michaś był malutki, ale szkoda mi było pieniędzy, tym bardziej że nie miałam pewności, czy u nas się sprawdzi. Teraz jednak stwierdziłam, że trzeba sobie ułatwiać życie i spróbujemy. Jestem już po dwukrotnym motaniu i mogę powiedzieć, że jest to bardzo łatwe a Tymuś już po minucie w chuście usypia. Tak było i wczoraj i dziś. Wczoraj trochę płakał jak go wsadziłam, ale kiedy zaczęłam chodzić błyskawicznie się uspokoił. Mam nadzieję, że nadal będzie tak dobrze. Wadą jest to, że chusta jednak trochę grzeje.

sobota, 26 stycznia 2013

Tymuś

Nasz malutki synek jutro skończy już 3 tygodnie. Bardzo się zmienił przez ten czas. Po pierwsze w dziesiątej dobie pozbył się naszego utrapienia czyli końcówki pępowiny. Przemywaliśmy pępuszek po około 20 razy na dobę roztworem spirytusu, również w nocy przy każdej zmianie pieluszki, bo pępowina była gruba i bardzo się mazała. Kiedy znalazłam końcówkę w ubraniu przy porannym przewijaniu moja radość była wielka:) 
Po pozbyciu się pępowiny zaczęliśmy kłaść małego na brzuch (wcześniej było to niemożliwe bo miał jeszcze klips szpitalny i byłoby mu bardzo niewygodnie) i Maluch teraz potrafi już podnieść trochę głowę i przekręcać ją z jednej strony drugą, potrafi też przekręcić się na boczek jeśli jest delikatny spadek. 
Przekręca się też z boku na plecy.
Robi się też coraz bardziej kontaktowy, kiedy się do niego mówi przypatruje się z uwagą, ma już dożo bardziej wyraziste oczy. Obiera sobie czasami jakiś punkt i skupia na nim wzrok przez długi czas. Potrafi też śledzić wzrokiem przesuwający się palec.
Zaczyna też reagować na duże hałasy, co akurat najmniej mnie cieszy, bo u nas dużo hałasu  generuje Michaś. 
Trochę mniej śpi w dzień, za to częściej zdarzają mu się noce, kiedy budzi się na jedzenie, przewijam go, karmię i odkładam do łóżeczka a on śpi. Oby było ich coraz więcej:)

środa, 16 stycznia 2013

najpiękniejsze słowo świata

W niedzielę nasz starszy synek w czasie usypiania objął mnie mocno za szyję, mocno się przytulił i powiedział słowo, które mnie rozczuliło, wzruszyło i spowodowało, że zrobiło mi się ciepło na sercu:
KOFAM. Wątpliwości co ono znaczy nie miałam żadnych, tym bardziej, że w ciągu kilku minut ewoluowało na poprawnie wypowiedziane KOCHAM.

niedziela, 13 stycznia 2013

Nasz mały król:)

W świąteczny poranek 06.01.2013 roku o godzinie 9,30 przyszedł na świat nasz malutki synek Tymoteuszek. Uściślając wcale taki maleńki nie był, ważył 4,550 kg. i mierzył 60 cm. Po dwóch dobach wyszliśmy ze szpitala i od wtorku już jesteśmy wszyscy razem w domu. Uczymy się żyć w piątkę. Dziś nasz maluszek skończył 7 dni. Tymcio  jest dzieckiem dość spokojnym, choć nie do końca przewidywalnym. Na zmianę śpi i czuwa. Czasami budzi się po 3-4 godzinach od zaśnięcia, a czasami robi pobudki co godzinę albo i częściej - oczywiście tak jest też i w nocy. Nigdy nie wiem kiedy będzie spał krótko a kiedy długo. Tymuś potrafi nie spać przez kilka godzin i na zmianę jeść i rozglądać się. Czasami leży i wygląda jakby z uwagą przypatrywał się otoczeniu. Ewidentnie nie lubi pielęgnacji pępka, który tak na marginesie za pięknie jeszcze nie wygląda, pomimo moich starań. Zmiany pieluszki też nie budzą jego entuzjazmu i okazuje swoje niezadowolenie głośnym krzykiem.
Ogromnie chwyta mnie za serce tym, że uspokaja się kiedy go przytulę - wrzask raptownie milknie, kiedy tylko poczuje moją bliskość, a czasem nawet wystarczy, że coś czule do niego powiem i delikatnie pogładzę po policzku. Rozczulają mnie minki, które robi przez sen. Czasami siadam i patrzę na niego a w moim sercu rośnie coraz większa miłość i wzruszenie, że Pan Bóg dał nam jeszcze jedną osobę do kochania. Taką malutką, bezbronną istotkę, którą my w dużym stopniu będziemy formować.

sobota, 5 stycznia 2013

Do czego można wykorzystać brzuch

Mój brzuch do małych z całą pewnością nie należy, wręcz przeciwnie. Okazuje się, że duży brzuch ma swoje zalety, może na przykład, tak jak dziś już dwukrotnie, posłużyć do włączania iskry w kuchence gazowej, a tym samym wywołać wielką radość u męża mego:)

pierwsze golenie i inne drobne wydarzenia

Wczorajszy ranek należał do tych upływających baardzo leniwie. Nie miałam siły na nic. Co jakiś czas miałam skurcze i biłam się z myślami, czy jechać do szpitala z walizką, tak jak zaproponowała moja lekarz prowadząca, czy też zostać w domu. Po długich zastanowieniach i rozmowach z Jarkiem zostałam jednak w domu, chyba najbardziej odstraszyła mnie oksytocyna. Po południu zmęczenie znacznie się zmniejszyło i pojechaliśmy z dziećmi na wizytę kontrolną do lekarza, na szczęście po dokładnym zbadaniu pan doktor powiedział, że są zdrowi (oby tak zostało jak najdłużej)
Nasz syn przygotował się bardzo gruntownie do wizyty u lekarza, nawet ogolił sobie twarz, wyszedł z łazienki z maszynką przyciśniętą do lewego policzka  Początkowo śladu nie było, ale po kilkudziesięciu minutach policzek zrobił się bardzo czerwony. Żeby była równowaga pod okiem na drugiej stronie twarzy przebiegało długie choć płytkie zadrapanie - skutek obgryzania paznokci.
Wybraliśmy się rodzinnie na ostatnią przed porodem pizzę (pyszna była:)), a potem do kościoła na mszę pierwszopiątkową
A dziś po śniadaniu Olcia zobaczyła pająka siedzącego w pobliżu jej krzesła i narobiła rabanu, bo pająków się boi. Michaś oczywiście też musiał go obejrzeć, a kiedy już zobaczył, biegał po domu i krzyczał:
pająk, pająk zje mnie. Padaliśmy dosłownie ze śmiechu:)

czwartek, 3 stycznia 2013

Na drugim końcu tęczy

Ostatnio Oleńka zapytała, czy na drugim końcu tęczy jest ukryty garnek ze skarbem.
Zaskakuje mnie ciągle taka dziecięca naiwność i wiara w bajki:)
Nasza panna mając 7 lat nadal wierzy w Św.Mikołaja. Co prawda tata musiał użyć pewnego fortelu: i gdy przed wieczerzą wigilijną dziewczę się kąpało, otworzył drzwi balkonowe i zostawił na tarasie ślady małych butów elfa, oczywiście w tym czasie pojawiły się też prezenty pod choinką. Oleńka ufnie i entuzjastycznie zareagowała na zastany obrazek, zaskoczenie wywołał jedynie fakt, że nie było śladu sań i renifera, ale wyjaśniliśmy jej, że widocznie  sanie unosiły się lekko w powietrzu i elf z prezentami wyskoczył.
Szkoda mi jej trochę wtajemniczać, pamiętam że ja sama rozpoznałam Mikołaja po butach i to było ciężkie doświadczenie, w kolejnym roku nadal jednak wypatrywałam i w głębi duszy wierzyłam.

wtorek, 1 stycznia 2013

Sylwestrowo i noworocznie

Wczorajszy dzień minął nam bardzo przyjemnie, zrobiliśmy porządki w domu, a potem korzystając z tego, że jeszcze nie urodziłam, a babcia zgodziła się posiedzieć z naszymi dzieciakami, wyrwaliśmy się z Jarkiem do centrum handlowego w celu obejrzenia obiektywów i statywów do aparatu, oraz zakupienia fotelika dla dziecka. Ja czułam się jak pies spuszczony z łańcucha, bo nie znoszę być unieruchomiona w domu. Co prawda na szaleństwo zakupowe nie miałam siły (w końcu to był ostatni dzień 39-go tygodnia ciąży, a brzuch mam kolosalny, ale było cudownie wyjść i nie musieć słuchać głosów własnych dzieci, ani koncentrować uwagi na pilnowaniu ich. Potrzebowałam tego już bardzo i jutro chętnie bym powtórzyła:)
Po powrocie zrobiłam tiramisu, a Jarek pyszne bułeczki. Spędziliśmy miły rodzinny wieczór: pooglądaliśmy wraz z dziećmi tv, zjedliśmy trochę ciasta i "czipsów" oraz wypiliśmy trochę "koli", a takie frykasy bardzo rzadko się u nas pojawiają (o dziwo nie miałam po tym zgagi, a zgaga to moja zmora ostatnimi czasy) i zrobiliśmy sobie sylwestrową sesję fotograficzną. Oleńka miała wielki plan obejrzenia fajerwerków o północy, ale po 23 usnęła na kanapie i pomimo tego, że ją obudziliśmy żeby przywitała z nami Nowy Rok, była tak zaspana, że tylko zerknęła przez okno i poszła do swojego łóżka, a dziś powiedziała, że nic nie pamięta. Kiedy dzieci spały my obejrzeliśmy sobie bardzo przyjemny i lekki film i tak skończyło się nasze żegnanie Starego i witanie Nowego Roku.
Kiedy dziś o poranku (tak w okolicach dziewiątej) dotarłam na dół, nieład który zastałam w kuchni, fakt że młodsze dziecię zjadło prawie całe opakowanie czekoladek mlecznych typu kinderczekoladki, pozostawiane na kanapie i podłodze opakowania po czekoladkach, oraz niechęć Oleńki do zdjęcia nowej bluzki na krótki rękaw, spowodowały, że mój wewnętrzny wnerw z maleńkiego urósł do wielkiego i zrobiło się głośno w naszym domu, a śniadanie rozpoczęło się moją pogadanką o wymaganiach noworocznych. Oczywiście wdrożenie ich w życie łatwe nie będzie, bo nawet szanowny mój małżonek zostawia za sobą bałagan, tak jakby nóż i okruszki z bułki po zrobieniu kanapki znikały same z blatu. Dalej dzień przebiegał dosyć leniwie, w gruncie rzeczy na nicnierobieniu. Pod wieczór odwiedził nas mój najmłodszy brat ze swoją narzeczoną, więc była mała odmiana, atrakcja zwłaszcza dla dzieci znużonych siedzeniem w domu. Ola dziś wyszła na pół godziny na podwórko, co wywołało czarną rozpacz u Michasia, który ma niestety zapalenie oskrzeli, bo on też chciał świeżego powietrza, na szczęście książka odwróciła jego uwagę.
Do dodatkowych atrakcji dnia dzisiejszego należy z całą pewnością też to, że nasza córka przy śniadaniu poinformowała nas, że będziemy mieli przepiękny grób i ona go dla nas zaprojektuje. Nie mam pojęcia skąd jej takie pomysły do głowy przychodzą, ale człowiekowi od razu lekko na sercu się robi, że nie musi się martwić miejscem swego wiecznego spoczynku;) A mój mąż stwierdził, że w jej wieku projektował helikoptery, coś więc po tatusiu ma;)