środa, 13 listopada 2013

poranne zamieszanie

Są takie dni kiedy mam ochotę wyjść z domu i wrócić kiedy wszystko ucichnie. Dziś właśnie mieliśmy taki poranek. Zaczęło się od zaspania. Mojego oczywiście, bo mój budzik Tymcio spał w najlepsze. A ja pełnię rolę budzika dla Michasia i Olci (swoją drogą w weekendy nie trzeba ich budzić, wstają wcześniej niż my). Piętnastominutowe opóźnienie wprowadziło dużo zamieszania. Michaś wybity ze snu nie miał czasu poleżeć i odpocznąć więc wył i nie chciał się ubierać, ja musiałam ogarnąć siebie, żeby móc wyjść z domu i Tymcia, który budzika nie potrzebował i obudził się sam tuż po mnie. Olcia nie miała koncepcji jak się ubrać, założyła bluzkę zupełnie nie pasującą do spodni, które przyniosła w garści, więc trochę ją ukierunkowałam. Przygotowałam śniadanie dla dzieci i kanapki do szkoły dla panny naszej. Nakłoniłam Michasia do ubierania, trochę mu przy tym pomogłam. Każda część garderoby zakładana samodzielnie wywoływała ryk. Tymuś wył bo chciał mojej uwagi, Olcia chciała pomocy przy czesaniu. Dodatkowo domagała się informacji odnośnie książki, którą wypatrzyła na drukarce, a która jest prezentem urodzinowym dla niej i nie była na dzień dzisiejszy przeznaczona dla jej oczu. Michaś ubrany zjadł trochę śniadania i wypatrzył książkę o rycerzach, którą wczoraj dostał od znajomych i koniecznie chciał ją wziąć do przedszkola. Stosujemy się do przedszkolnych zasad i zabawki lub książki pozwalamy brać mu tylko w poniedziałek. Nietrudno się domyślić jak zareagował kiedy usłyszał, że książka musi zostać w domu. Głośno było oj głośno. Potem kolejną porcję ryku wywołała konieczność przełożenia niewłaściwie założonych butów. Obłęd.
Efekt był taki, że Olcia poszła do szkoły sama (nawet szczególnie nie narzekała), a ja z chłopakami wyjechaliśmy z domu dopiero o ósmej. Jeszcze tylko musiałam cierpliwie odczekać aż starszy synuś upora się z przebraniem w przedszkolnej szatni i mogłam odetchnąć. Jedno dziecko pod opieką to sielanka:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz