poniedziałek, 25 lipca 2011

ostani tydzień

Jeszcze kilka dni, jeszcze chwila i zapakujemy samochód po dach, wpakujemy dzieciaki do fotelików i wyruszymy w nieznane. Nie mogę się doczekać tej odskoczni od codzienności, oderwania od pracy i rutyny, czasu spędzonego we czwórkę, tak na spokojnie bez pośpiechu, z pewną dozą lenistwa, rozśpiewania, rozmodlenia, nowych ludzi, pięknych obcych jeszcze widoków. .Jednocześnie trochę mnie stresuje ten wyjazd, a powodów stresu mam kilka. Wśród nich niebagatelne znacznie ma kilkugodzinna podróż autem, z dwójką dzieci - przy czym jedno jest niespełna jednoroczne i trochę obawiam się, że całą drogę będziemy słuchać koncertu, urozmaicenie może polegać na tym, że na zmianę będzie występ solowy i w duecie. Dodatkowo pan mąż dziś ponownie wyjechał na spotkanie i wróci  dopiero w czwartek po południu, więc nie wiem jeszcze jak ogarniemy się z pakowaniem i szykowaniem do drogi bo zostanie nam na to jeden dzień, w którym to dniu ja jestem normalnie w pracy.. No cóż pozostaje tylko modlić się o dobrą organizację czasu;)