poniedziałek, 7 lutego 2011

nawyk i jedyna słuszna królewna:)

Mamy pewien nawyk. Oleńka zawsze kiedy się uderzy, skaleczy, przewróci, generalnie kiedy coś ją zaboli jest całowana w bolące miejsce (dla uśmierzenia bólu oczywiście:)) dziś przewróciła się i mówi: "pocałuj mi pupkę, bo sobie uderzyłam":D
-------
Dziś w szkole odbył się wielki bal karnawałowy. Pierwszy szkolny bal, w którym uczestniczyła nasza panna. Przebrana była oczywiście za księżniczkę, jak niejedna zresztą dziewczynka z jej klasy i szkoły. No ale prawdziwa księżniczka może być tylko jedna i nasza córka nie miała wątpliwości kto nią jest:) Główną atrakcją balu była dyskoteka dla całej szkoły prowadzona przez didżeja. (O didżeju słuchaliśmy opowieści przez cały weekend, na cześć didżeja została ułożona specjalna piosenka, didżej urósł do rangi bohatera narodowego niemalże). Rzeczywiście dobrze poprowadził całą imprezę, dla każdego było coś fajnego, a zadanie miał niełatwe bo rozpiętość wiekowa duża - od zerówki do klasy szóstej i nawet rodziców włączył do zabawy. Dzieciaki się wytańczyły, wykrzyczały, wywściekały, wyskakały. Najmłodsze dzieci (w tym nasza królewna Bella) wzięły udział w konkursie na króla i królową balu. Nasza panna wystartowała w konkursie z.... różowym prosiaczkiem:) zajęli całkiem dobrą lokatę bo trzecie miejsce. Kryterium oceny był balonik trzymany najpierw nosami, brzuchami, potem kolanami (tu niestety po królewskiej śliskiej szacie się ześliznął na podłogę), następnie odbijany. Księżniczka nieco się posmuciła, że nie zajęła pierwszego miejsca, ale pocieszyła się rysowaniem w swojej własnej sali i odrobiną słodyczy. Królową balu została biedronka:) Bal bardzo się podobał, chociaż okazało się, że didżej trochę odbiegał od wyobrażeń dziecka, bo Oleńka spodziewała się chyba bardziej kogoś na kształt komika.
W czasie gdy panna balowała, Michasiem zajmowała się babcia (taka mała wprawka przed marcem). Babcia radziła sobie całkiem nieźle, dziecię pospało, trochę zjadło, chociaż normalnie zjada więcej, pobawiło się z babcią. Gorzej radziła sobie matka. Po dwóch godzinach okazało się, że pewna część ciała matki karmiącej prawie eksploduje od nadmiaru zawartości i trzeba migiem do domu gnać i dziecko przystawić, albo odciągnąć. Tym bardziej to dziwne, że już od jakiegoś czasu Michaś je danie powiedzmy obiadowe w tym czasie i tylko mlekiem popija. Chyba to popijanie jednak jest popiciem tylko z nazwy i dziecko przez minutę-dwie wyciąga całkiem sporo. Ciekawe jak to będzie po powrocie do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz