środa, 29 stycznia 2014

Ach ten Michaś

Wstał w dobrym humorze, poprosił o pomoc w zaniesieniu ubrań na dół, uśmiechał się, gadał jak nakręcony. Zeszliśmy na dół, a Michasiowy humorek odmienił się diametralnie. Stwierdził, że nie będzie się ubierał, bo to zbyt trudne, siadł na kanapie i jęczał. Na wiadomość, że śniadanie jedzą tylko osoby ubrane, ściągnął piżamkę i zaczął się ubierać, ale to wszystko z jęczeniem. A na koniec zaczął głośno krzyczeć, że nie chce być w domu. No tak odezwała się tęsknota za przedszkolem, ale jeszcze gil w nosie gości, więc musimy się pomęczyć. Kiedy się ubrał zasiadł do śniadania. Po wchłonięciu całej miseczki płatków z mlekiem (trochę mi się dużo sypnęło) stwierdził, że był wygłodniały. I taka przeplatanka trwa, w jednej chwili robi coś z wielkim zaangażowaniem i radością, opowiada, by za chwilę z jakiegoś błahego, lub mniej błahego powodu robić awanturę na cztery fajery, aż uszy odpadają. Po pół godzinie wrzasku przychodzi i mówi: "Mamo wiesz co? Kocham Cię".  Ja też Cię kocham synu. A "miłość cierpliwa jest..." tyko mi tej cierpliwości tak czasami brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz